Dobry deweloper to ładny deweloper? Za pewne wygląd ma znaczenie, niekoniecznie wygląd szefa firmy deweloperskiej, ale i to nie zaszkodzi. Liczy się bowiem efekt, rzecz jasna sprzedażowy. Dobrze wyglądający deweloper, czyli jego wizerunek, czy to budowany w internecie i innych mediach, czy też pod postacią przystojnego pana lub miłej pani; dziś dla pana Marcina nie jest to już ważne. Liczą się za to fakty eksploatacyjne. Na jego zaproszenie zostaliśmy świadkami efektów, jakie można obejrzeć po trzech latach eksploatacji “lux” mieszkania, jak określała to reklama.
Mieszkanie mieści się niemal w centrum jednego z nowych blokowisk miasta średniej wielkości. Podjeżdżamy. Wszystko gra, miejsce parkingowe jest. Zatrzymujemy się, wysiadamy i idziemy do klatki, przed domofon. Następnie na czwarte, czyli ostatnie piętro. Klatka niczego sobie, widać że jeszcze zadbana. Pan Marcin czeka w drzwiach i zaprasza. Za progiem nowe panele i fajnie urządzone M. No właśnie, a przecież nam chodzi o to “ale”, które słyszeliśmy przez telefon.
– Ale proszę spojrzeć do łazienki – mówi właściciel.
Wchodzimy. Okazuje się, że okolice wentylatora są zielone od pleśni i grzyba, rozchodząc się promieniście po ścianach i suficie na metr.
– To jeszcze nic – mówi. – Zapraszam do kuchni.
Wchodzimy. I? No właśnie. Grzyb plus zielona pleść wykropkowały cały sufit i ścianę za meblami.
– To jeszcze nic – powtarza jak mantrę. – Gdy mówię zwykłym tonem do żony w kuchni lub łazience, przychodzi czasem sąsiad z parteru, skarżąc się, że nie może spać. I nie chodzi o swing, tylko o zwykłe dudnienie jakie przekazuje wadliwa wentylacja w całym pionie. Pewnego razu myślał, że żona mnie bije.
Informujemy się w ten sprawie u rzeczoznawcy. Okazuje się, że blok został wykonany z materiałów innych niż było to w planach architektonicznych jego twórcy, przede wszystkim, po tak zwanych kosztach.